Zachody słońca mają w
sobie coś magicznego. Uwielbiam wyobrażać sobie słońce, kiedy zmienia swoją
barwę ze złotej w pomarańczową, potem czerwoną, a na końcu bordową, aby
pożegnać się z dniem, a przywitać granat nocy. Wszystko wtedy się zmienia.
Zarówno barwa nieba, jak
i mój nastrój. Tak jakby we mnie także zachodził promyk i światło zastępował
mrok. Odkrywam w nocy moje drugie oblicze, które słońce skrzętnie pomaga mi
ukrywać i wyruszam na polowanie. Krwawe polowanie.
Mieszkam w małym
miasteczku, oddalonym od wielkiego miasta aniołów, jakieś kilkanaście
kilometrów. Nigdy nie myślałem, by przenieść się do wielkiego świata i mieć
możliwość obcowania z cywilizowanymi ludźmi. Tak, jeżeli chcecie tak to nazwać,
to owszem — mieszkam na wsi.
Na uboczu wsi, gdzie stoi
mój dom, czy raczej zamek odrestaurowany na moje potrzeby. Lubię go i lubię
okolicę. Cisza, spokój, niezmącone żadnymi truciznami powietrze. Lubię mój
zamek, który odzwierciedla moją szeroko pojętą duszę, czy raczej estetykę,
ponieważ duszy nie posiadam.
Jestem wampirem, a oto i
historia, która została napisana, kiedy miasto zmusiło mnie bym w nim został na
dłuższy czas.