Zachody słońca mają w
sobie coś magicznego. Uwielbiam wyobrażać sobie słońce, kiedy zmienia swoją
barwę ze złotej w pomarańczową, potem czerwoną, a na końcu bordową, aby
pożegnać się z dniem, a przywitać granat nocy. Wszystko wtedy się zmienia.
Zarówno barwa nieba, jak
i mój nastrój. Tak jakby we mnie także zachodził promyk i światło zastępował
mrok. Odkrywam w nocy moje drugie oblicze, które słońce skrzętnie pomaga mi
ukrywać i wyruszam na polowanie. Krwawe polowanie.
Mieszkam w małym
miasteczku, oddalonym od wielkiego miasta aniołów, jakieś kilkanaście
kilometrów. Nigdy nie myślałem, by przenieść się do wielkiego świata i mieć
możliwość obcowania z cywilizowanymi ludźmi. Tak, jeżeli chcecie tak to nazwać,
to owszem — mieszkam na wsi.
Na uboczu wsi, gdzie stoi
mój dom, czy raczej zamek odrestaurowany na moje potrzeby. Lubię go i lubię
okolicę. Cisza, spokój, niezmącone żadnymi truciznami powietrze. Lubię mój
zamek, który odzwierciedla moją szeroko pojętą duszę, czy raczej estetykę,
ponieważ duszy nie posiadam.
Jestem wampirem, a oto i
historia, która została napisana, kiedy miasto zmusiło mnie bym w nim został na
dłuższy czas.
I
Zazwyczaj nie poluję u
siebie w swoim miasteczku. Znam w nim wszystkich mieszkańców, można powiedzieć,
że jestem do nich przywiązany, jak do niczego innego w świecie i chociaż mnie
opuszczają, to co roku pojawia się nowa dusza, którą mogę się zaopiekować.
W mieście tego nie ma,
ponieważ wszyscy za czymś biegną, biorą udział w wyścigu szczurów, którego nie
jestem w stanie pojąć i mimo tego, że mógłbym nadążyć za każdym z nich,
sprawdzić, o co tak naprawdę chodzi, to nie chcę.
W tym czasie coś się
zmieniło. Jedna jedyna noc odmieniła wszystko, w co tak naprawdę wierzyłem i
czym się kierowałem. Wystarczyło, że przekroczyłem próg lokalu, do którego
udawałem się co noc i musiałem zwiększyć tempo, którego ona tak naprawdę nie
zwiększała.
Po prostu tam była,
siedziała i nigdzie się nie spieszyła. Była zagadką, którą musiałem rozwiązać,
ponieważ nie widziałem innego rozsądnego wyjścia.
Przysiadłem obok niej,
jak gdyby nigdy nic. Poczułem jej zapach, świeży i delikatny, naturalny i nie
zmącony żadnymi perfumami. Udawała, że mnie nie widzi, a ja przysłuchiwałem się
biciu jej serca z rosnącym podnieceniem. Nie była zwykłą kobietą, którą zapewne
bym zabił. Była wyjątkowa.
Niewysoka, czarnowłosa, o
porcelanowej skórze i krwistoczerwonych, pełnych ustach. Miała na sobie zwykłe
jeansy i średnio dopasowany top. Dla zwykłego śmiertelnika była nikim, ale ja
wiedziałem, że nie jest tylko człowiekiem oraz, że nie przyszła do tego lokalu
bezcelowo. Moja intuicja rzadko mnie myliła i w istocie, panna musiała czekać
właśnie na mnie.
— Alexander Derenius Velea,
mam rację? — spytała cicho, ale usłyszałem. Ona wiedziała, że to usłyszę.
Wyłączyłem wszystkie zmysły, stałem się bezbronny, tylko po to by skupić się na
niej w tym tłumie rozszalałych i gorących serc. Każda komórka mojego martwego
ciała wołała o pożywienie, świeżą krew, ale odmówiłem i skierowałem oczy na
dziewczynę, a ona spojrzała na mnie miodowymi oczami i uśmiechnęła się.
— Tak, masz rację. —
przyznałem i odwzajemniłem uśmiech, wtedy dotarło do mnie, że ona wie kim
jestem. — Z kim mam przyjemność? — spytałem uprzejmie, a przynajmniej starałem
się, by tak to zabrzmiało.
— Mam na imię Katya i
przybyłam tutaj, aby cię ostrzec — odparła, a jej zadowolenie z posiadania
racji ukryło się za spojrzeniem pełnym obawy. Nie rozumiałem jednak, bo nie
wyjaśniła, czego miałbym się obawiać.
— Dlaczego mnie
ostrzegasz? — zadałem pytanie z nieco innej perspektywy.
— Ponieważ polują na
ciebie, chcą twojej głowy, twoich zdolności i daru twojej nieśmiertelności —
wyjaśniła, już na mnie nie patrząc.
— Któż śmiałby na mnie
polować? Ci, którym powierzyłem sekret mojej nieśmiertelności, nie są w stanie
mi zagrozić, są moimi przyjaciółmi. — Mój głos przez chwilę załamał się w
niepewności. Dziewczyna miała w sobie coś, co zmusiło mnie bym uwierzył w jej
słowa i zaczął się obawiać.
Dotarło do mnie, że to
właśnie uczucie wywołuje we mnie nieznajoma. Strach. W dodatku zmieszany z
niecierpliwością i pożądaniem czegoś, czego zapewne nie było mi dane dostać.
— Ja na ciebie poluję —
odpowiedziała i podniosła wzrok, a ja ujrzałem w nich tryumf. Tryumf zwycięstwa
i przewagi psychicznej. Spoglądałem w oczy łowczyni. Zapewne jednej z grona
nocnych łowców, którzy polowali na niebezpieczne stworzenia, mityczne zmory,
które ludzie przywoływali mocą marzeń i koszmarów sennych.
Tyle, że moja osoba, czy
raczej postać nie była sennym koszmarem. Żyłem już ponad sto lat, a ludzie
dopiero niedawno zaczęli przynosić na siebie gniew sił wyższych.
~*~
Nigdy nie miałem
wątpliwości, co do swoich przekonań. Paradoksalnie nauczyłem się żyć ze swoim
przekleństwem i nikomu nie robiłem krzywdy. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Byłem mordercą tylko
tych, którzy sami nimi byli. Gwałciciele, zabójcy, awanturnicy i ci, którzy nie
chcieli już dłużej żyć, którzy sami prosili mnie, aby ulżyć im w cierpieniu.
Byłem rezunem doskonałym. Pomagałem nawet policji, dzięki swoim zdolnościom.
— Myślisz, że to prawda,
co Katya powiedziała? — spytałem mojego najlepszego przyjaciela, który czekał
na mnie w zamku, jak codziennie. Mieszkał ze mną i opiekował się mną, kiedy nie
zdołałem niczego upolować, a czekał mnie kolejny ciężki dzień w okowach
ciemności piwnicy.
— Ja nie myślę, ja wiem.
Nie tylko ty bawisz się w zbawiciela i ktoś zrzuca na ciebie winę, spójrz —
odparł spokojnie i rzucił mi przed nos gazetę. Daily Red Point, gazetę codzienną
miasta aniołów. Już na pierwszej stronie zobaczyłem obszerny artykuł:
"Morderstwa niewinnych kobiet".
Fabian spojrzał na mnie
wzruszając ramionami, bo tak naprawdę niewiele mógł mi pomóc w tej sprawie. Ja
zaś w rekordowym tempie przeczytałem tekst, a zmięta gazeta wylądowała w
kominku.
— Co ja mam teraz zrobić?
Ktoś ewidentnie próbuje udowodnić, że wampiry istnieją. Zgrozo! Że ja istnieję!
— obruszyłem się. Nie było tego zbytnio widać, ale gdybym był człowiekiem, to
zapewne ciśnienie gwałtownie by podskoczyło.
— Nie jesteś jedynym
wampirem na świecie. Jest jeszcze klan mieszkający w północnej Europie. Może to
oni kogoś wysłali?
Chłopak czasami był
bardziej sugestywny ode mnie, w chwilach, gdy mamiłem potencjalne ofiary. Jego
hipoteza mnie jednak nie przekonała. Usiadłem w swoim fotelu i przymknąłem
oczy. Poczułem się nagle stary i zmęczony tym wszystkim. Mój przyjaciel
przysiadł na oparciu fotela i położył swoją ciepłą dłoń na moje ramię. Trwał
przy mnie zawsze, nie wiem dlaczego.
Poznałem go, kiedy był
jeszcze małym chłopcem. Stracił rodziców w wypadku samochodowym, a ja niewiele
myśląc przygarnąłem go pod swój dach i wychowałem tak, jak chciałbym wychować
syna. Nauczyłem go znosić moje humory, opiekować się mną w trudnych chwilach,
ale przede wszystkim być przy mnie, kiedy tego potrzebowałem.
Był to z mojej strony
egoizm, ale nie potrafiłem inaczej i nie wyobrażałem sobie, co by się stało,
jakby miał zamiar mnie opuścić i założyć własną rodzinę.
— Ktoś stoi przy bramie,
panie Alexandrze. — Lokaj pojawił się w tak nieodpowiednim momencie, że moje
ciało podskoczyłoby wyrwane z zamyślenia, a w tej sytuacji drgnęło lekko.
Zaciekawiłaś mnie. I to bardzo. Tajemniczy wampir i już ktoś na niego poluje. Do tego ten przyjaciel.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiele można powiedzieć ale na pewno będę z przyjemnością czytać:)
Dość ciekawie się zaczyna. Lubię wampirki, więc to przyciągający dla mnie lep do opowiadania. Nie wiele mogę napisać po pierwszym rozdziale, ale boję się, że zainteresujesz mnie, a potem nie będziesz tego pisać. ^^
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawie się zapowiada, uwielbiam w opowiadaniach tematykę wampirów, ciekawe jak to dalej poprowadzisz...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie