wtorek, 25 marca 2014

Prolog & Rozdział I

Zachody słońca mają w sobie coś magicznego. Uwielbiam wyobrażać sobie słońce, kiedy zmienia swoją barwę ze złotej w pomarańczową, potem czerwoną, a na końcu bordową, aby pożegnać się z dniem, a przywitać granat nocy. Wszystko wtedy się zmienia.
Zarówno barwa nieba, jak i mój nastrój. Tak jakby we mnie także zachodził promyk i światło zastępował mrok. Odkrywam w nocy moje drugie oblicze, które słońce skrzętnie pomaga mi ukrywać i wyruszam na polowanie. Krwawe polowanie.

Mieszkam w małym miasteczku, oddalonym od wielkiego miasta aniołów, jakieś kilkanaście kilometrów. Nigdy nie myślałem, by przenieść się do wielkiego świata i mieć możliwość obcowania z cywilizowanymi ludźmi. Tak, jeżeli chcecie tak to nazwać, to owszem — mieszkam na wsi.
Na uboczu wsi, gdzie stoi mój dom, czy raczej zamek odrestaurowany na moje potrzeby. Lubię go i lubię okolicę. Cisza, spokój, niezmącone żadnymi truciznami powietrze. Lubię mój zamek, który odzwierciedla moją szeroko pojętą duszę, czy raczej estetykę, ponieważ duszy nie posiadam.

Jestem wampirem, a oto i historia, która została napisana, kiedy miasto zmusiło mnie bym w nim został na dłuższy czas. 


I

Zazwyczaj nie poluję u siebie w swoim miasteczku. Znam w nim wszystkich mieszkańców, można powiedzieć, że jestem do nich przywiązany, jak do niczego innego w świecie i chociaż mnie opuszczają, to co roku pojawia się nowa dusza, którą mogę się zaopiekować.
W mieście tego nie ma, ponieważ wszyscy za czymś biegną, biorą udział w wyścigu szczurów, którego nie jestem w stanie pojąć i mimo tego, że mógłbym nadążyć za każdym z nich, sprawdzić, o co tak naprawdę chodzi, to nie chcę.

W tym czasie coś się zmieniło. Jedna jedyna noc odmieniła wszystko, w co tak naprawdę wierzyłem i czym się kierowałem. Wystarczyło, że przekroczyłem próg lokalu, do którego udawałem się co noc i musiałem zwiększyć tempo, którego ona tak naprawdę nie zwiększała.
Po prostu tam była, siedziała i nigdzie się nie spieszyła. Była zagadką, którą musiałem rozwiązać, ponieważ nie widziałem innego rozsądnego wyjścia.
Przysiadłem obok niej, jak gdyby nigdy nic. Poczułem jej zapach, świeży i delikatny, naturalny i nie zmącony żadnymi perfumami. Udawała, że mnie nie widzi, a ja przysłuchiwałem się biciu jej serca z rosnącym podnieceniem. Nie była zwykłą kobietą, którą zapewne bym zabił. Była wyjątkowa.
Niewysoka, czarnowłosa, o porcelanowej skórze i krwistoczerwonych, pełnych ustach. Miała na sobie zwykłe jeansy i średnio dopasowany top. Dla zwykłego śmiertelnika była nikim, ale ja wiedziałem, że nie jest tylko człowiekiem oraz, że nie przyszła do tego lokalu bezcelowo. Moja intuicja rzadko mnie myliła i w istocie, panna musiała czekać właśnie na mnie.
— Alexander Derenius Velea, mam rację? — spytała cicho, ale usłyszałem. Ona wiedziała, że to usłyszę. Wyłączyłem wszystkie zmysły, stałem się bezbronny, tylko po to by skupić się na niej w tym tłumie rozszalałych i gorących serc. Każda komórka mojego martwego ciała wołała o pożywienie, świeżą krew, ale odmówiłem i skierowałem oczy na dziewczynę, a ona spojrzała na mnie miodowymi oczami i uśmiechnęła się.
— Tak, masz rację. — przyznałem i odwzajemniłem uśmiech, wtedy dotarło do mnie, że ona wie kim jestem. — Z kim mam przyjemność? — spytałem uprzejmie, a przynajmniej starałem się, by tak to zabrzmiało.
— Mam na imię Katya i przybyłam tutaj, aby cię ostrzec — odparła, a jej zadowolenie z posiadania racji ukryło się za spojrzeniem pełnym obawy. Nie rozumiałem jednak, bo nie wyjaśniła, czego miałbym się obawiać.
— Dlaczego mnie ostrzegasz? — zadałem pytanie z nieco innej perspektywy.
— Ponieważ polują na ciebie, chcą twojej głowy, twoich zdolności i daru twojej nieśmiertelności — wyjaśniła, już na mnie nie patrząc.
— Któż śmiałby na mnie polować? Ci, którym powierzyłem sekret mojej nieśmiertelności, nie są w stanie mi zagrozić, są moimi przyjaciółmi. — Mój głos przez chwilę załamał się w niepewności. Dziewczyna miała w sobie coś, co zmusiło mnie bym uwierzył w jej słowa i zaczął się obawiać.
Dotarło do mnie, że to właśnie uczucie wywołuje we mnie nieznajoma. Strach. W dodatku zmieszany z niecierpliwością i pożądaniem czegoś, czego zapewne nie było mi dane dostać.
— Ja na ciebie poluję — odpowiedziała i podniosła wzrok, a ja ujrzałem w nich tryumf. Tryumf zwycięstwa i przewagi psychicznej. Spoglądałem w oczy łowczyni. Zapewne jednej z grona nocnych łowców, którzy polowali na niebezpieczne stworzenia, mityczne zmory, które ludzie przywoływali mocą marzeń i koszmarów sennych.
Tyle, że moja osoba, czy raczej postać nie była sennym koszmarem. Żyłem już ponad sto lat, a ludzie dopiero niedawno zaczęli przynosić na siebie gniew sił wyższych.

~*~

Nigdy nie miałem wątpliwości, co do swoich przekonań. Paradoksalnie nauczyłem się żyć ze swoim przekleństwem i nikomu nie robiłem krzywdy. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Byłem mordercą tylko tych, którzy sami nimi byli. Gwałciciele, zabójcy, awanturnicy i ci, którzy nie chcieli już dłużej żyć, którzy sami prosili mnie, aby ulżyć im w cierpieniu. Byłem rezunem doskonałym. Pomagałem nawet policji, dzięki swoim zdolnościom.
— Myślisz, że to prawda, co Katya powiedziała? — spytałem mojego najlepszego przyjaciela, który czekał na mnie w zamku, jak codziennie. Mieszkał ze mną i opiekował się mną, kiedy nie zdołałem niczego upolować, a czekał mnie kolejny ciężki dzień w okowach ciemności piwnicy.
— Ja nie myślę, ja wiem. Nie tylko ty bawisz się w zbawiciela i ktoś zrzuca na ciebie winę, spójrz — odparł spokojnie i rzucił mi przed nos gazetę. Daily Red Point, gazetę codzienną miasta aniołów. Już na pierwszej stronie zobaczyłem obszerny artykuł: "Morderstwa niewinnych kobiet".
Fabian spojrzał na mnie wzruszając ramionami, bo tak naprawdę niewiele mógł mi pomóc w tej sprawie. Ja zaś w rekordowym tempie przeczytałem tekst, a zmięta gazeta wylądowała w kominku.
— Co ja mam teraz zrobić? Ktoś ewidentnie próbuje udowodnić, że wampiry istnieją. Zgrozo! Że ja istnieję! — obruszyłem się. Nie było tego zbytnio widać, ale gdybym był człowiekiem, to zapewne ciśnienie gwałtownie by podskoczyło.
— Nie jesteś jedynym wampirem na świecie. Jest jeszcze klan mieszkający w północnej Europie. Może to oni kogoś wysłali?
Chłopak czasami był bardziej sugestywny ode mnie, w chwilach, gdy mamiłem potencjalne ofiary. Jego hipoteza mnie jednak nie przekonała. Usiadłem w swoim fotelu i przymknąłem oczy. Poczułem się nagle stary i zmęczony tym wszystkim. Mój przyjaciel przysiadł na oparciu fotela i położył swoją ciepłą dłoń na moje ramię. Trwał przy mnie zawsze, nie wiem dlaczego.
Poznałem go, kiedy był jeszcze małym chłopcem. Stracił rodziców w wypadku samochodowym, a ja niewiele myśląc przygarnąłem go pod swój dach i wychowałem tak, jak chciałbym wychować syna. Nauczyłem go znosić moje humory, opiekować się mną w trudnych chwilach, ale przede wszystkim być przy mnie, kiedy tego potrzebowałem.
Był to z mojej strony egoizm, ale nie potrafiłem inaczej i nie wyobrażałem sobie, co by się stało, jakby miał zamiar mnie opuścić i założyć własną rodzinę.


— Ktoś stoi przy bramie, panie Alexandrze. — Lokaj pojawił się w tak nieodpowiednim momencie, że moje ciało podskoczyłoby wyrwane z zamyślenia, a w tej sytuacji drgnęło lekko.

3 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie. I to bardzo. Tajemniczy wampir i już ktoś na niego poluje. Do tego ten przyjaciel.
    Jeszcze nie wiele można powiedzieć ale na pewno będę z przyjemnością czytać:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dość ciekawie się zaczyna. Lubię wampirki, więc to przyciągający dla mnie lep do opowiadania. Nie wiele mogę napisać po pierwszym rozdziale, ale boję się, że zainteresujesz mnie, a potem nie będziesz tego pisać. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    bardzo ciekawie się zapowiada, uwielbiam w opowiadaniach tematykę wampirów, ciekawe jak to dalej poprowadzisz...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń