— Któż taki? — spytałem,
ale mina mojego służącego już z daleka wyrażała niewiedzę i zaskoczenie.
Mało osób przybywało do
mnie w odwiedziny. Były to głównie zbłąkane dusze, które znalazły się w okolicy
przypadkowo i chciały spytać o drogę do pobliskiego miasteczka.
— To mężczyzna. Nie
przedstawił się, ale powiedział, że chce się z panem widzieć. Wygląda, jakby go
ktoś napadł — poinformował mnie Gilbert, a ja dałem mu znak, aby wprowadził
gościa do środka.
Fabian zszedł z oparcia
fotela i zaczął się przechadzać po salonie, po raz setny oglądając wiszące na
ścianach obrazy. Zawsze był nimi tak samo głęboko zafascynowany, choć
niejednokrotnie przedstawiały dość makabryczne sceny z bitew, jakie toczyły się
na tych ziemiach stulecia temu. Uśmiechnął się do mnie, kiedy przypatrywał się
dużemu malowidłu i w między czasie na mnie zerknął.
Z zamyślenia wyrwał go
odgłos kroków, czy raczej szuranie na korytarzu, a w drzwiach po chwili pojawił
się lokaj z gościem.